79 lat temu władze sowieckie przeprowadziły pierwszą z czterech masowych deportacji obywateli polskich, w czasie, której – wg danych NKWD – do północnych obwodów Rosji i na zachodnią Syberię wywieziono około 140 tys. ludzi. W czasie transportu deportowani umierali z zimna, głodu i wyczerpania. Sowieci w pierwszej kolejności postanowili wywieźć tzw. "spiecpieriesieliency-osadników", jak nazywali polskich osadników wojskowych, pracowników leśnych, pracowników PKP czy niższych urzędników państwowych.
Podróżowano wagonami bydlęcymi rzekomo przystosowanymi do przewozu osób. "Przystosowanie" polegało na umieszczeniu wewnątrz zimnego, ciemnego i brudnego wagonu kubła do załatwiania potrzeb fizjologicznych i tzw. kozy, czyli piecyka, który i tak - ze względu na brak opału - nie ogrzewał. Decyzję o deportacji wydała 5 grudnia 1939 r. Rada Komisarzy Ludowych. Przez następne dwa miesiące trwały przygotowania do jej przeprowadzenia, w czasie, których sporządzano listy i prowadzono „rozeznanie terenu”. Deportacja przeprowadzona przez NKWD 10 lutego 1940 r. odbyła się w straszliwych warunkach, które dla wielu były wyrokiem śmierci. W czasie jej realizacji temperatura dochodziła nawet do minus 40 st. C. Na spakowanie się wywożonym dawano od kilkunastu do kilkudziesięciu minut. Bywało i tak, że nie pozwalano zabrać ze sobą niczego.
Mieszkanka Grodna, żona podoficera WP wspominała:
Droga była wprost nie do opisania, gdyż nie dość, że podczas snu przymarzały włosy, ubrania i kołdry do ścian, to jeszcze podczas jazdy trzęśli wagonami tak, że ludzie spadali na palące się piecyki i na ziemię, ulegając poważnym uszkodzeniom ciała, po trzy dni nie dawali wody, a gdy łapaliśmy przez okienka śnieg to, gdy milicjant zauważył to bił kolbą po ręku i po naczyniu– (z książki “W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali”.)
Słowa z pomnika Rei perpetuam ad memoriam (Ku wiecznej rzeczy pamięci) poraz kolejny zgromadziły mimo bardzo niesprzyjającej pogody grupę kresowian ze Świebodzińskiego Związku Kresowian wraz z mieszkańcami i młodzieżą oraz włodarzami gminny Zbąszynek. W 79 rocznicę tych tragicznych wydarzeń hasło "10 luty 1940 - pamiętamy" jest ciągle aktualne, a pamięć o tych wydarzeniach przekazywana jest młodemu pokoleniu. W swoim krótkim wystąpieniu Burmistrz Zbąszynka Wiesław Czyczerski opisując wydarzenia sprzed 79 lat powiedział, że jedyną winą tych, którzy trafili do pierwszych transportów było to, że byli Polakami i się tego nie wstydzili. Ks. dziekan Zdzisław Przybysz przed modlitwą za pomordowanych przypomniał książkę Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość”. Na pamięci budujemy swoją tożsamość, także na pamięci krwi.
Sztandary Świebodzińskiego Związku Kresowian oraz Związku Harcerstwa Polskiego stanowiły oprawę tej uroczystości. Harcerze oraz młodzież po raz kolejny uczestniczyli w tej uroczystości, aby poznać i dalej przekazywać ten kawałek historii Polski.
Kwiaty i zapalone znicze złożyły władze gminy, kresowianie i sybiracy oraz młodzież. Salutujące przed pomnikiem sztandary uczciły wszystkich tych, o których wspominamy realizując w ten sposób dalsze słowa z płyty pomnika – Niech Bóg, Ojczyzna i potomni nigdy nie zapomną...
Następnie burmistrz zaprosił wszystkich do Domu Kultury na gorącą herbatę i kawę. Ciepłe napoje bardzo wszystkim się przydały w ten chłodny, wietrzny dzień. Na pewno nie tak mroźny jak 1940 roku, wspominali najstarsi uczestnicy spotkania. I tak popłynęły wspomnienia…