Autor bardzo wielu opracować z tej książki – Jan Mikuła zaprasza do zapoznania się losami kresowian, jak pisze na okładce książki: „Kresowian wyrwano z korzeniami z ojcowizny i w straszliwych warunkach przewieziono między innymi na tereny Ziemi Lubuskiej. Zmęczonych, przerażonych tym, co ich czeka, rzucono w nieznane. Tu zaczęli budować swoją nową ojczyznę. Pierwsze transporty z wygnańcami docierały na Ziemię Lubuską jeszcze w czasie działań wojennych. Historią tych ludzi można zapełnić wiele tomów, nam udało się ocalić od zapomnienia wspomnienia i opowieści niewielkiej grupki tych, którzy przeszli tę drogę”.
Książkę otwiera rozdział pt. „Historia pamięcią pisana” zawierający prace młodzieży uczestniczącej w konkursach organizowanych przez Świebodziński Związek Kresowian. Drugi rozdział zawiera wspomnienia, a trzeci fotografie i skany dokumentów. Przekrój wspomnień jest bardzo duży od wspomnień z Wołynia o zbrodniach tam popełnianych do wspomnień głodu i poniewierki. Jeden ze współautorów Adolf Głowacki tak opisuje to wydawnictwo na stronie „Milno na Podolu”: „Ta bardzo dobrze opracowana i wartościowa książka, zawiera wspomnienia kresowian z obszaru od Wilna po Zaleszczyki. Wspomnienia, które przybliżają obraz życia naszych przodków na tych ziemiach przed wojną, ich losy pod rządami okupantów, traumę rozstania z ojczystą ziemią, tułaczą wędrówkę na Zachód i powolne wrastanie w obce im wówczas Ziemie Odzyskane. Z wielu wyłania się dramat Sybiru i piekło, jakie zgotowali im nacjonaliści ukraińscy. Ludzie z którymi od lat żyli w zgodzie, wspierali się w potrzebie i byli powiązani małżeństwami, nagle przemienili się w ich oprawców.”
Jeden ze współautorów tak wspomina przyjazd do Zbąszynka: „Do Zbąszynka dotarliśmy 17 kwietnia. Na stacji stał transport z więźniami z obozu koncentracyjnego i wszędzie było dużo wojska. Jakieś 70 kilometrów dalej, przebiegała linia frontu. Zaraz po przyjeździe, w godzinach popołudniowych, przeżyliśmy nalot niemiecki. Ukryliśmy się pod betonowym wiaduktem.
Na drugi dzień, niemieckie furmanki, zaczęły nas rozwozić po wioskach. My z kilkoma rodzinami trafiliśmy do Brójec Lub. Wszędzie mieszkali jeszcze Niemcy. Polaków dokwaterowywano do nich.”
W innym miejscu autorka tak wspomina: „Z głodu i zimna mnie wysypało czyrakami, 18 było bardzo dużych, a małych na moim chudym ciałku było nie do zliczenia. Trafiłam do szpitala, tam pamiętam, nareszcie było jedzenie. Pyszna kaszka manna na wodzie i coś w środku takie jak masło, Boże, jakie to było smaczne w blaszanym aluminiowym talerzu. Jeden posiłek dziennie.”
Jeśli zainteresowaliśmy państwa zawiłymi losami kresowian to zachęcamy do sięgnięcia do książki „Kresy czy pamiętacie mnie”. Wydawnictwo jest rozprowadzane przez Świebodziński Związek Kresowian.